Wśród wszystkich wczesnych odmian o bicie serca przyprawiają mnie śliwki “Black Splendor”. Pojawiają się u nas na początku lipca i są dostępne dość krótko, dlatego lepiej nie zwlekać i brać je od razu. Są to śliwki, które na długo zostają w pamięci – bardzo duże, okrągłe owoce mają niemal czarną skórkę (stąd nazwa), pod którą znajduje się ciemnoczerwony, buraczkowy miąższ. Im śliwka bardziej dojrzała, tym miąższ jest ciemniejszy. Do tego mają piękny, nieco „gruszkowy” zapach, są bardzo słodkie, a ich jedyną wadą jest malutka pestka, którą niełatwo wyłuskać. Zamiast się z nią szarpać, najlepiej ją wyciąć.
Miałam zamiar je po prostu zjeść, ale zachciało mi się takiego polskiego placka, najzwyczajniejszego, z kruchą posypką, bez żadnych udziwnień i zaskakujących składników. W czasie wakacji nie bardzo jest czas, żeby się tak bawić, ponieważ dzieci zaczynają szaleć, gdy tylko zauważą, że mama wolałaby, aby był spokój. Musiałam być sprytna – ciasto wyrobiłam, kiedy Chomiś miał drzemkę, a Królisia odpłynęła nad kolejną częścią przygód Sekretnej Siódemki. Z zadowoleniem zaniosłam je na poddasze, zazwyczaj parne, duszne i nagrzane o tej porze roku, w sam raz na wyrastanie dla drożdżowego placka, a tu klops, okna dachowe otwarte szeroko, wiatr hula w najlepsze. Obeszłam więc z tym ciastem cały dom i nie znalazłam ani jednego ciepłego kąta dla niego. Trudno, nie wyrosło tak, jakbym sobie tego życzyła, bo braciszek z siostrzyczką wyrośli nagle jak spod ziemi pośrodku kuchni, trzymając się za ręce, i patrzyli tym podejrzliwym spojrzeniem na matkę i na miski uwalane w cieście, domagając się wyjaśnień, gdzie są słodkości. Nie było czasu czekać, aż drożdże łaskawie zaczną pracować (a po godzinie dopiero zaczęły ciasto ruszać), więc poszło jak leżało do piekarnika. Może to nawet lepiej, bo w gruncie rzeczy nie przepadam za ciastem drożdżowym.
Pod tym względem jestem jak rodowita Irlandka – Irlandczycy mają awersję do drożdżowych wypieków, szczególnie pieczywa. Przypuszczam, że wielu by się zdziwiło, gdyby przypadkiem odkryli, że pizza jest drożdżówką. Niestety z powodu tej przypadłości tubylców w sklepach nie ma świeżych drożdży, jedynie drożdże instant. Z tymi suchymi drożdżami jednak nie zawsze ciasto chce szybko wyrosnąć – niby z nazwy są fast action, ale ani fast, ani tym bardziej action przy nich nieraz się nie uświadczy.
Placek jednak nic nie ucierpiał, wyszedł bardzo smaczny i właśnie taki „plackowy”. Jakby nie patrzeć placek powinien leżeć plackiem, a nie wzrastać w chmury. W każdym razie rodzina zjadła ze smakiem i zgodnie stwierdzili, że ciasto jest ok i chcą dokładkę. A ja stwierdziłam, że na pieczenie placka chyba nie przyjdzie mi zbyt szybko ochota…
PLACEK ŚLIWKOWY Z MIGDAŁOWĄ KRUSZONKĄ
Spód:
- 700-750 g śliwek
- 150 g masła
- 500 g mąki
- 100 g cukru pudru
- 60 g domowego cukru waniliowego
- 2 żółtka
- 1 op. drożdży instant (7 g)
- 125 ml mleka
Kruszonka:
- 80 g mąki
- 50 g cukru pudru
- 50 g masła
- 50 g obranych migdałów
- 35 g migdałów w płatkach
oraz: odrobina masła do natłuszczenia blaszki, łyżka cukru pudru do posypania
Z umytych śliwek usuwamy pestki. Owoce kroimy w ćwiartki (duże – w półplasterki).
Blaszkę smarujemy odrobiną masła i wykładamy papierem do pieczenia. Masło siekamy z przesianą mąką i żółtkami. Dodajemy drożdże, oba rodzaje cukru i mleko, a następnie zagniatamy ciasto. Ciastem wykładamy przygotowaną formę, na wierzchu układamy śliwki, odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe miejsce.
Piekarnik nagrzewamy do 180°C (z termoobiegiem). Wstawiamy placek na ok. 20 minut. W tym czasie przygotowujemy kruszonkę. Siekamy migdały (niezbyt starannie). Masło siekamy z mąką, dodajemy cukier puder i posiekane migdały, wyrabiamy ciasto.
Wyjmujemy placek z pieca. Rozkruszamy ciasto z migdałami na wierzchu placka, a następnie posypujemy płatkami migdałowymi. Wstawiamy ponownie do pieca i pieczemy jeszcze ok. 15 – 20 minut, aż kruszonka się zezłoci.
Nie znałam Black Splendor ale człowiek uczy się całe życie 😛
LikeLiked by 1 person
Jest tyle odmian śliwek, że trudno spamiętać wszystkie 😉
LikeLike
Placek drożdżowy ze śliwkami – klasyka, trudno go nie lubić 🙂
LikeLiked by 1 person
Dokładnie… już nam prawie nic nie zostało 😯
LikeLiked by 1 person
Hmmm … upieczesz następny?
LikeLiked by 1 person
Nie wiem jeszcze, co będzie następne 😊
LikeLiked by 1 person
Jestem pewna, że coś pysznego 🙂
LikeLiked by 1 person
Zawsze mnie bawią Twoje opowieści rodzinne…są wciągające i fajne.Na moje oko drożdżowe wyszło jak kruche,ale to smak się liczy,więc wybacz,że marudzę.Do czego użyłaś tłuczka z pierwszego zdjęcia robiąc to ciasto?Zachodzę w głowę i nie mam pojęcia?He,he,he…Pozdrawiam.U mnie 40 stopniowe upały zachęcają do drożdżowych wypieków.
LikeLiked by 1 person
Wyszło jak półkruche, więc było ok. Tłuczek oczywiście jest do odstraszania małych paluszków, które zawsze chcą oskubać placek z kruszonki 😉
40 stopni?! Chyba już nie dałabym rady – u nas 21 to upał 😀
LikeLiked by 1 person