Irlandczycy powiedzieli “tak” dla równości i w powszechnym referendum zdecydowali, że chcą, by małżeństwa homoseksualistów były traktowane dokładnie tak samo jak osób heteroseksulanych. Już wkrótce wejdą stosowne przepisy i, kto wie, może wraz z nimi pojawią się zaproszenia na śluby.
Tymczasem „sezon ślubny” się rozpoczął, a na ślub nie wypada przyjść z pustymi rękami. Za czasów moich rodziców nabywało się praktyczne prezenty w postaci sprzętów domowych „na nową drogę życia”. Moje pokolenie raczej prosiło o pieniądze. Dzisiejsi państwo młodzi bardzo często mają już i urządzony dom, i pieniądze, a często nawet dzieci. I co takim podarować? Trudny wybór – albo coś bardzo oryginalnego, albo bardzo tradycyjnego. Na przykład elegancką, ponadczasową porcelanę. Taką produkują w Belleek Pottery.
Belleek Pottery to fabryka porcelany, która stosuje tylko tradycyjne, ręczne metody, dlatego każda sztuka wychodząca z ich pracowni jest unikatem. Produkty Belleek można zamówić przez internet, ale będąc na północy wyspy warto wybrać się na wycieczkę do manufaktury. Mieści się ona w wiosce o tej samej nazwie, która leży nad rzeką Erne na granicy hrabstwa Donegal i hrabstwa Fermanagh. Większa część wioski położona jest w granicach Fermanagh, ale malutka jej część jest po drugiej stronie rzeki w republice.
Malutka ta miejscowość nie ustrzegła się przed ofiarami trwającego 30 lat konfliktu w Irlandii Północnej. Szereg osób zginęło również w Belleek, zapewniając wiosce ponurą sławę. Jasnym obliczem wsi jest manufaktura porcelany, która mieści się tuż przy moście łączącym Irlandię Północną z republiką. Okazały budynek otoczony zielenią, z zadbanymi rabatami, ławkami piknikowymi i sporym parkingiem robi bardzo przyjemne wrażenie. W budynku poza fabryką mieści się firmowy sklep, miniaturowe muzeum oraz kawiarnia. W ofercie jest zwiedzanie manufaktury z przewodnikiem. Podczas wycieczki zobaczymy, jak powstają porcelanowe cuda, zgłębimy tajniki produkcji oraz poznamy pracowników Belleek Pottery. W muzeum zgromadzono unikatowe produkty fabryki, w tym przedmioty stworzone specjalnie na różne światowe wystawy. Aktualnie produkowaną porcelanę można podziwiać (i oczywiście nabyć) w sklepie, a także wypróbować w tea roomie, gdyż jak przystało na królestwo szlachetnej ceramiki, wszystkie dania serwowane są na pięknej zastawie powstałej w Belleek Pottery.
Fabryka nie powstałaby, gdyby nie Wielki Głód. W 1849 roku amator minerałów, John Caldwell Bloomfield, odziedziczył majątek po swym ojcu. Wśród ziem znalazła się wioseczka nad rzeką Erne. Młody dziedzic chciał, by jego ludzie mieli wartościowe zatrudnienie. Dzięki swym zainteresowaniom odkrył, że okolica bogata jest w kaolin, gliny, łupki, krzemień i skaleń. Potężna rzeka nadawała się do obracania kołem młyńskim, a dzięki swemu zapałowi i energii doprowadził również do utworzenia stacji kolejowej we wsi, by z łatwością sprowadzać węgiel i wysyłać swe towary. W 1858 położył kamień węgielny, zatrudnił zdolnych praktykantów, a nawet podkupił kilkunastu rzemieślników z Anglii. W 1865 o firmie słyszano już nie tylko w Irlandii, ale również w Anglii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii. Wśród zadowolonych klientów znalazała się królowa Wiktoria.
Firma zmieniała wielokrotnie właścicieli, musiała zmierzyć się z niepowodzeniami, przetrwać dwie wojny światowe, ale dzięki umiejętnemu zarządzaniu stoi do dnia dzisiejszego nad rzeką Erne, prężnie się rozwija, utrzymując wysoką jakość swoich produktów.
Zniknęła stacja kolejowa (zamknięta w 1957 r, gdy zlikwidowano połączenie z Bundoranem), rzeka nie napędza już koła młyńskiego, a delikatną porcelenę można zamówić nie wychodząc z domu. Czasy się zmieniły, ale miłośnicy delikatnej ceramiki nie zniknęli. Piękna porcelana jest nadal w cenie, a w świecie pełnym masowej produkcji ręczne rzemiosło przywodzi na myśl czasy, które już nie wrócą.
Odwiedziliśmy Belleek Pottery w 2013 roku tylko po to, by nadać sens podróży do Enniskillen inną trasą niż zwykle. Wprawdzie kolekcjonowanie porcelanowych bibelotów zostawiam sobie na wiek dojrzały, póki co zadawalając sie kilkoma filiżankami i wspomnieniem babcinych i matczynych „skorup” (choć w moim rodzinnym domu kryształy cieszyły się zawsze większą renomą), to cieszę się, że zagnało mnie do tej uroczej fabryki, w której rzemiosło nie zostało zdominowane przez przemysł.
U mnie w domu, podobnie jak u Ciebie, zdecydowanie rządziły kryształy, myte godzinami przed każdymi świętami, ale największe wrażenie zawsze robiły na mnie malowane ręcznie porcelanowe zestawy do kawy i herbaty, które moi Rodzice otrzymali w prezencie ślubnym.
Miejsce wspaniałe! Lubię zaglądać tam, gdzie czas się w pewnym momencie zatrzymał…
LikeLiked by 1 person
Oj, szorowanie kryształów, szczególnie, gdy były używane, to koszmar… Zrobiłam kiedyś Tacie burę o używanie kryształowej popielniczki, takiej wybitnie gęsto rżniętej.. Do dziś, choć już dawno w domu nie mieszkam, Tata jej nie tknie 😀
LikeLiked by 1 person
Coś kiedyś mi się o uszy obiło, że produkują tam porcelanę. Nie wiedziałem, że jest to aż tak popularne i tak dobrej jakości? Chyba warto tam pojechać tak przy okazji jakiegoś innego wyjazdu, tak po drodze? I jak córce się wtedy podobało? Widzę, że od Bundoranu jest tam stosunkowo niedaleko?
W naszym podróżniczym życiu mieliśmy okazję zobaczyć takie miasteczko porcelany i ceramiki – Vallauris na Lazurowym Wybrzeżu obok Cannes. Tyle, że nie było tam fabryki, ale mnóstwo małych zakładów, sklepików i galerii. Ciekawostką jest fakt, że kilka lat mieszkał tam i tworzysz Picasso.
pozdrawiam! 🙂
LikeLiked by 1 person
Hej, warto tak przy okazji tam zawitać, ale jako cel sam w sobie to trochę za mało. Moja córka uwielbia się włóczyć, była zadowolona. Opis Vallauris brzmi bardzo obiecująco. Pozdrawiam!
LikeLike