Tak wyszło, że jeździmy sobie razem z Mężem do szpitala. Każde w innej sprawie, ale miejsce to samo. Gdy on kica po szpitalnym dachu, ja zwiedzam poczekalnie…
Szpital w Sligo to typowy moloch, obskurnie obskurny, pozlepiany z wielu dziwnych elementów, pełen zawiłych korytarzy, tajemniczych pomieszczeń i mrówczego ruchu. Że zaś opieka nad przyszłymi matkami jest rozłożona pomiędzy lekarza rodzinnego a szpital, jeżdżę na zmianę raz tu, raz tam.
Wejście do przychodni przyszpitalnej prowadzi przez kantynę… Nie różni się ona zbyt wiele od kantyn w starych szpitalach na Śląsku. Jest przeszklona, ale zwisają w niej smętnie poszarzałe sztuczne firanki, jarzeniówki sączą przygnębiające światło, zaś umeblowanie nie zmieniło się przynajmniej od 35 lat.
Po zgłoszeniu się w recepcji dostajemy potężny folder, w którym kryją się wszelkie informacje na nasz temat. Mój folder jest skromny, mieści się jeszcze w kopercie, ale inne panie posiadają już foldery wielkości encyklopedii. Folder odkłada się na odpowiedni stoliczek i już można klapnąć na pupie, by czekać na wezwanie… Nie, nie lekarza… Najpierw zobaczymy się z położną, która zmierzy nam ciśnienie, zważy, zbada próbkę siusiu, wręczy sterylny pojemniczek na następny raz (to akurat mi się podoba, jedna wycieczka do apteki mniej), poplotkuje i ponarzeka, że nie może dać skierowania na badanie krwi, bo to działka lekarza..
Potem zmieniamy poczekalnię na tę właściwą i teraz umieramy z nudów, czekając na spotkanie z lekarzem. Poczekalnia oczywiście jest malutka, zatłoczona, duszna i głośna. Po dwóch i pół godzinie siedzenia w tłumie przyszłych matek wszelkiego pokroju można definitywnie zmienić swoje poglądy…, dlatego lepiej zabrać fascynującą powieść (lub przyjaciółkę), by nie zwracać uwagi na otoczenie. Obowiązkowo wodę do picia i kanapki…
Irlandzkich lekarzy w szpitalu prawie nie ma… Położne, pielęgniarki, pracownicy administracyjni, kucharze – to owszem Irlandczycy, ale lekarz-Irlandczyk to więcej niż rzadkość. Ostatnio badała mnie pani doktor z Indii, a dzisiaj pani doktor z Rumunii. Z czasów oczekiwania na Króliczkę pamiętam lekarki z RPA, Etiopii, Japonii, a anestezjolog pochodził z Uzbekistanu. Po prostu irlandzcy lekarze wolą prowadzić własne praktyki niż tyrać w szpitalu…
Po wizycie uzbrojone w skierowanie na badanie krwi udajemy się do kolejnej poczekalni, aby móc oddać się w ręcę „wampirzycy”. W tym miejscu jednak wypada pochwalić profesjonalizm w wysysaniu krwi z żyły pacjenta, kilka sekund, żadnych śladów, sińców, wybroczyn, bólu i innych nieprzyjemnych okoliczności dodatkowych.
Jeszcze tylko zgodnie ze wskazówkami lekarza zapisujemy się na kolejną wizytę i już możemy zakończyć nasz 3-godzinny pobyt w szpitalnych murach. Długaśne kolejki i tłumy w poczekalniach nie są jedynie domeną polskiej służby zdrowia… Różnica zasadnicza polega na tym, że nim się naprawdę zdenerwujemy na czas oczekiwania, pielęgniarka już zdąży wręczyć nam formularz do składania skarg i wyrażania swoich opinii. Od czasu do czasu zmieniają też system zapisów/przyjmowania pacjentów. Nowy system ma obowiązywać od 1 czerwca, zobaczymy, czy kolejka będzie krótsza…
Na pocieszenie dzielę się prezentem od Mojego Męża, który zrobił specjalnie dla mnie panoramiczne ujęcia Sligo z dachu szpitala. Widać Benbulben i zatokę, wzgórze Knockarea i zabudowania miasta oraz wzgórza okalające miasto od południa. Tak zwiedzać Sligo wczesnym porankiem mogą tylko nieliczni… Ale każdy może się pocieszyć pyszną kanapką z boczkiem, moimi ulubionymi oliwkami kalamata oraz aksamitnym serkiem. Prawdziwy lunch z sandwich baru w domowych pieleszach.
CIABATTA Z BOCZKIEM I OLIWKAMI
- ciabatta
- serek typu philadelphia
- 50 g boczku pokrojonego w słupki
- 3 pomidorki koktajlowe, pokrojone na połówki
- 4 oliwki kalamata, wypestkowane i pokrojone na połówki
- świeżo zmielony pieprz
- sałata i świeże zioła skropione oliwą i sokiem z cytryny (opcjonalnie)
Boczek smażymy na chrupko na nieprzywierającej patelni. Ciabattę rozkrawamy na pół, opiekamy w tosterze. Górę i spód ciabatty smarujemy serkiem, na spód dajemy boczek, pomidorki i oliwki. Oprószamy pieprzem, przykrywamy wierzchem, przekrawamy na pół i podajemy z sałatą.
Ciabata, mniam, ostatnio prawie całkiem odstawiła pieczywo, tak mi sie za nimi tęskni:D
LikeLiked by 1 person
Na diecie zawsze się za niedozwolonym tęskni 🙂 Sama nie mogę się już doczekać, aż wbiję zęby w krwisty stek, zjem jajko na miękko i całą michę krewetek 😀
LikeLiked by 1 person
Nareszcie sie przyznalas tego co wczesniej przemycalas miedzy wierszami 😉 Serdecznie gratuluje!
LikeLiked by 1 person
Dziękuję 🙂 Od paplania to jest moje dziecko. Gdy już jej pozwoliłam powiedzieć w szkole koleżankom, zrobiła to w swoim stylu – na szkolnym apelu. Za jednym zamachem cała wieś się dowiedziała 😀
LikeLiked by 1 person
Ciekawe!
A z ciabaty usunęłabym boczek i zjadła ze smakiem 😀
LikeLike
Zamiast boczku można dać np. posiekaną zieloną cebulkę 😉
LikeLike
Gratuluję, wiadomość jak jasny promyczek słonka przebijający się zza chmur 🙂
Serdeczności najcieplejsze!
LikeLiked by 1 person
Dziękuję ślicznie. Pozdrawiam(y)!
LikeLike
myślę, że była przepyszna. pozdrawiam ciepło!
LikeLiked by 1 person
Była, dziękuję. Pozdrawiam również 🙂
LikeLike
U mnie na szczęście nie czeka się do lekarza ,umawiasz się na godzinę i co najwyżej 15 minutowy poślizg jest .Zawsze wybieram sobie sama dzień i godzinę .Luksus .Do specjalistów gorzej .Szpital mamy piękny ,ale jedyny w promieniu 50 km .Pyszne jedzonko i fota…
LikeLiked by 1 person
W moich stronach sposób prowadzenia prywatnej praktyki zależy jedynie od lekarza. U naszego wioskowego zawsze czeka się 2 h, dlatego do niego nie chodzę. U pani doktor z sąsiedniej wsi nie czeka się wcale, ale on przyjmuje tylko przez 2 h dziennie (10-12). Jeździmy ponad 25 km do lekarza rodzinnego i tam również nie ma kolejek (chyba, że akurat wysyp nagłych wypadków się trafi). A szpital to już osobna bajka… Aktualnie jest rozbudowywany, ale plany są ambitniejsze, więc mam nadzieję, że znajdą się fundusze na jego przebudowę. Pozdrawiam 🙂
LikeLike