Sobota czyli mój kontakt z cywilizacją miejską. Mąż, dziecko i lista sprawunków. Niby wolne, niby tyle czasu mamy, a po prawdzie wykopanie z codziennej rutyny nie zawsze nam służy. Choć rytuał sobotni przebiega podobnie niemal każdego tygodnia, toczasami trafiają się takie perełki jak dzisiaj.
Początek był niezły, bo się wyspałam. Jeden z nielicznych dni, kiedy Króliczka obrała sobie na poranny cel Tatusia! Wszystko dobrze, ale nabiegałam się, by przypilnować czy wszystkie obowiązkowe punkty programu “Przed wyjściem z domu” zostały zaliczone. Jedna wpadka: prawie gotowa do wyjścia Lidka oblała się wodą. Mąż: – Tyle czasu czekałem na Ciebie, to mogę jeszcze poczekać na dziecko…
Podróż do miasta piękna, słońce cudownie świeciło, Benbulben urzekał grą barw, pastwiska pełne owieczek, a z tyłuKróliczka walczyła z roletą w samochodzie. Mąż: Lidziu, pomogę Ci ją zaczepić, jak dojedziemy do Sligo. Ja: Lidziu, uda Ci się, jeszcze troszeczkę wyżej! Nie puszczaj, jak zaczepiasz… Gdy z przodu toczyła się dyskusja na temat motywowania dziecka i uczenia samodzielności, z tyłu Króliczka poradziła sobie sama…
Sklep nr 1. Ja: Nie uciekaj z tym wózkiem, nie będę Cię gonić obładowana słoikami po całym sklepie. On: Nie lubię stać w miejscu, a Ty bedziesz jeszcze pięć minut wybierać sobie dżem. Ja: To idź dalej, ale zostaw mi wózek, przecież mi na wózku zależy, a nie na Tobie (sic!)…
Sklep nr 2. Do toalet jedzie się windą, więc Lidka upiera się, że chce siusiu, byle tylko ponaciskać guziki. Wracamy, ale gdzie jest Tata? Zwiał z wózkiem. Dzwonimy, by wrócił po Lidkę, bo ona chce do niego, a ja chcę do misek i talerzy. On: Zobacz, co już włożyłem do wózka, żebyś potem nie brała drugi raz tego samego. Ja (z politowaniem): Przecież na stoisku kuchennym masła nie ma…
Jedziemy do centrum. Mąż musi wpaść po coś do biura, ja mam ambitny plan znaleźć wodę różaną, korzeń chrzanu i świeże drożdże. Lidka chce do Taty do biura, więc z miną męczennika ją zabiera. Chrzan i drożdże znalazłam w polskim sklepie, a wodę różaną w Kate’s Kitchen, sklepie o którym już kiedyś pisałam. Przy kasie telefon, to Mąż pogania mnie, bym przyszła do naszego ulubionego bistro. Spieszę się, wpadam, a Męża tam nie ma. Dzwonię, a oni sobie jeszcze szyneczkę wybierają…
Zamówiliśmy, zapłaciliśmy, szybko dostaliśmy lunch, jedzenie było świeże i smaczne jak zawsze, Lidka bawi się grą planszową. (Na marginesie: bardzo cenię irlandzkie kawiarnie i restauracje również za to, że zawsze mają w ofercie “zestaw dla dzieci”, czyli zabawki, gry czy kolorowanki.) Oprócz lunchu mamy zamówione kawy i deser, więc zgłaszam kelnerce, że jesteśmy gotowi na drugą część.
Mój Mąż oczekuje, że wszyscy staną na głowie, żeby mu podać jego ciasto w pierwszej kolejności i nie rozumie systemu realizacji zamówień w irlandzkich lokalach. Przepracowałam w podobnych miejscach kilka lat i wiem, że ponieważ pierwsza część naszego zamówienia została już zaserwowana, trafiliśmy na sam koniec kolejki i dopóki nie wydadzą wszystkich kaw zamówionych w międzyczasie jako “pierwszą część”, to nasze zamówienie nie zostanie zrealizowane. Ja – spokój, Mąż – zbiera się zrobić awanturę.
Na szczęście kelnerka podchodzi do nas, by zapytać się, jaki chciałam deser. Teraz to już minuta i wszystko jest na stole. Jeszcze sekunda i mleko leje się po podłodze. To zasługa Lidki. Mąż wyciąga siekierę, której nie ma i w myślach ćwiartuje nas obie na kawałeczki. Ciśnienie z niego schodzi, gdy okazuje się, że jedną z kelnerek jest jego znajoma. Uff…
Jeszcze tylko chcę odebrać zamówiony środek do czyszczenia pieca. Musimy podjechać w pewne miejsce, dzwonię, by dowiedzieć się gdzie to jest i daję telefon Mężowi, bo on jest kierowcą. Jedziemy, jedziemy… i nagle wołam: to chyba tu, tu jest znak. A On: Ale co tu?… Zapomniał, że jedziemy odebrać mój płyn!
Taki to był dzień… Największe faux-pas Męża? Znów zapomniał mi powiedzieć, że ładnie wyglądam… Na osłodę dla wszystkich wyspiarski przysmak w mojej wersji. Zarys przepisu pochodzi z 1001 Cupcakes, Cookies & other tempting treats, zmieniłam kilka składników. Dziś podobno Dzień Czekolady! Poza tym nie zamieniłabym mojej Rodziny na żadną inną, z nimi przynajmniej nie jest nudno…
- 350 g ciastek Digestive
- 125 g gorzkiej czekolady 81%
- 225 g masła
- 25 g miałkiego cukru
- 2 łyżki kakao
- 2 łyżki miodu naturalnego
- 55 g małych pianek cukrowych (marshmallows)
- 100 g suszonej żurawiny
1. Ciastka wkładamy do plastikowego worka i rozdrabniamy je przy pomocy wałka (mają się pokruszyć na kawałki, nie zamienić w okruszki). Połamana na kawłki czekoladę wkładamy do rondela, dodajemy masło, cukier, kakao oraz miód, a następnie podgrzewamy na małym ogniu, aż wszystkie składniki się rozpuszczą. Zdejmujemy z ognia i odstawiamy do wystygnięcia.
2. Pokruszone ciastka mieszamy z czekoladową masą, dodajemy pianki cukrowe i żurawinę i dokładnie mieszamy. Całą masę przekładamy do foremki kwadratowej (20 cm), wygładzamy wierzch. Schładzamy w lodówce przez 2-3 godziny. Podajemy pokrojone na batoniki.
Mogę codziennie świętować dzień czekolady:) Ale tylko wytrawnej, gorzkiej:)
Sobotę miałaś świetną, ciekawe, jaka będzie niedziela?
🙂
LikeLike
Też jestem ciekawa, jaka będzie niedziela 😉 Zapowiadają się interesujące 2 tygodnie, bo Lidka ma przerwę świateczną w szkole…
Też wolę gorzką czekoladę 😉
LikeLike
bardzo mi sie podobają 🙂
LikeLike
Cieszę się 🙂 Są bardzo popularne w Irlandii, wiele moich koleżanek Irlandek ma je w swoim repertuarze. Teraz mam i ja 😉
LikeLike
Ja przybieram się od dawna do zrobienia takich batoników…i jakoś nie mogę się przybrac, żeby je zrobić..dzięki za udział w akcji.
LikeLike
To ja dziękuję za akcję 🙂 Czekolady nigdy nie odmawiam 🙂
LikeLike
U mnie odwrotnie,ja ,,burza gradowa i chodząca niecierpliwość ,, ,mąż spokojny …mówi,że dzięki temu nie jest mu nudno…no ,tak.
LikeLike
Podobno przeciwieństwa się przyciągają 😉 “Chodząca niecierpliwość” – to pasuje do mojego Męża 😀 Pozdrawiam Was!
LikeLike
Siekiera i ćwiarteczki – perełka.. Umiesz mnie rozśmieszyć, co niezwykle w ludziach cenię 🙂 Co do czekolady, to zignorowałam. Mam bikini do wciśnięcia się za parę tygodni, lekko nie jest, więc odstąp szatanie.
LikeLike
Dzień Czekolady juz minął, więc teraz już nie wolno… Sałatę wolno i inne zielsko… Inspiracja: owce na polu 😀 One trawkę, my szczypiorek 😉
A bikini, jak się śmię domyślać, to zapowiedź wakacji w ciepłym kraju??
LikeLike
Przyszedł czas żebym zaszczyciła swoją obecnością wyspy greckie 🙂 Nigdy nie byłam w Grecji, a taniej to już chyba nie będzie. PODOBNO kuchnia kreteńska jest jedną z nazdrowszych na świecie, a wegetarian nie uważają za nieszkodliwych dziwaków, których trzeba przestawić z powrotem na mięso, jak np. w Hiszpanii. Mam z związku z tym spore oczekuwania 🙂
LikeLike
Kuchnia grecka jest boska, ale nie wiedziałam, że tam takim łaskawym okiem patrzą na jaroszy, choć rzeczywiście tak dużo mięcha nie jedzą. Cieszę się, że Ci się wakacje szykują 🙂 Słoneczko, słoneczko… ach, ach, ach… 🙂
LikeLike
Wyglądają cudownie! I pewnie są mega pyszne… ;/ Ja i mój Daniel to zupełnie inne dwa światy raczej wlasnie ja spokój a on… wcielenie diabła. Więc czasem za te jego złośliwości to ja wyciagam siekierkę… 😀
LikeLike
A jednak to prawda, że przeciwieństwa się przyciągają 😉 Pozdrowienia!
LikeLike
Wow, Robię taki sam deser. Przepis dostałam od babci mojego chłopaka. W Grecji ten deser nazywa się kormos (κορμοσ) i jest jednym z najbardziej zananych i najczęściej przygotowywanych słodkości
LikeLike
Wow po tej stronie też 🙂 Nawet by mi nie przyszło do głowy, że to może pochodzić z Grecji. Pierwszy raz spróbowałam tego wynalazku tu w Irlandii i byłam przekonana, że wyspiarska tradycja 🙂
LikeLike
Ach te soboty! Najpierw czekam na nie z niecierpliwoscią (w końcu dzień razem) a potem nie moge sie doczekać kiedy sie skończą ( nie zawsze oczywiscie) A wszystko to za sprawą Anglika, który nie zdaje sobie sprawy, ze sobotnia doba ma tylko 24 godziny a on w planach ma najlepiej 3 godzinny spcer rodzinny, koszenie trawy, mycie samochodu, ogladanie kwalifikacji F1, odwiedzanie znajomych tak tylko na kawke (mieszkajacych 1 godzine drogi od nas), a! no i jeszcze cos chciałby ugotować (takiego wymyslnego co zajmuje z 2-3 godzinki) itp.. tak wiec czasami ta siekierka tez przychodzi mi do głowy 🙂
Pozdrawiam
LikeLike
Cały urok rodzinnej soboty 🙂 Uwielbiam czytać Twoje wpisy o życiu codziennym, są takie prawdziwe, pełne tych niuansów, których czasem człowiek nie zauważa, a to one kolorują nasze dni. Pozdrowienia dla całej Waszej nietuzinkowej rodzinki!
LikeLike
Zawsze jak czytam jakis komplement to sie zastanawiam jak nie napisać, aby nie wyszło….. no własnie nie wiem jak 🙂 Widzisz, a ja własnie znajduje takie cos u Ciebie i w dodatku z czyms smacznym xx
LikeLike
Dziękuję xx
LikeLike